TAK WŁAŚNIE BYŁO
Trochę prywaty w poniedziałek. O syndromie kolejkowym.
Wczoraj na poczcie ściśnięta w ciasnym pomieszczeniu pełnym ludzi, znów doświadczyłam jednego z tych uczuć, które powodują u mnie zwroty głowy. Znów pojawił się zimny pot, suchość w ustach, tępy wzrok wbity w ścianę lub odwrotnie: nadmierne pobudzenie!
To uczucie znamy wszyscy, którzy w kryzysowych czasach musieliśmy stać w kilometrowych kolejkach. Na roboczo nazwam to syndromem kolejkowym. Pamiętacie?
Powróciły stare emocje i obrazy kilometrowych ogonów przed sklepem MOCCA w Trzebiatowie, bo:
• rzucili kawę (po cholerę mama kazała mi po to stać z siostrą skoro kawy się u nas wtedy nie piło?!) ?
• pani Zosia ze sklepu szepnęła mamie, ze dziś będą cytrusy a wiadomo święta za pasem – J-23 znowu nadaje!
• stoimy po COŚ – zobaczymy co dziś rzucą ?
Wachlarz uczuć: wścieklizna – zaraz mnie zadepczą, nuuuda – siostra stoi dalej i nie ma z kim gadać, rezygnacja – mama nie pozwala wyjść pewna rychłej victorii przy ladzie.
Ja-dzieciak z pokolenia lat siedemdziesiątych mam to uczucie wdrukowane.
Ciekawe, czy Wy też macie równie fatalne wspomnienia kolejek?
P.S. Kiedyś dziadka poturbowano w sklepie „STODOŁA” w Gryficach. nie, to nie była promocja torebek Louis Vuitton. Rzucili wtedy chleb. Moja siostra stała kiedyś z koleżanka całą dobę (!) po kozaki. Dostała!
Tak właśnie było…
Renata Polikowska