Żona Ania wyciągnęła mnie dziś na zakupy. Najpierw księgarnia. Bardzo miła Pani za ladą, kupowaliśmy zwykły zszywacz, a było tak przyjemnie, że nie chciało się przerywać pogadanki. Potem Rossmann. Śliczna dziewczyna za kasą, rozgadana, roześmiana. Bardzo miłe spędzone 10 minut. Trochę żartów, dużo uśmiechów i pozytywnych fluidów. Nawet ludzie w kolejce za nami się uśmiechali zamiast poganiać. Potem sklep papierniczy. Tu bite 15 minut pogawędki a to o życiu, a to o dzieciach. Nie, nie znamy się wcale, a w obie strony naopowiadaliśmy się o rodzinie i intymnych radościach i obawach. Bardzo miła Pani. Potem apteka. Pani jeszcze milsza od najmilszych, uśmiechnięta, doradzająca. A może to, a może tamto, a jak pomóc, a czy aby nie za dużo kawy. Brak mi słów na pochwały. Po drodze zaglądnęliśmy do koleżanki, która ma przenosimy sklepu. Zajęta bardzo, ale znalazła czas na uśmiech, na żarcik, ciepłe słowo. Na chwilę tylko dla nas, mimo zagonienia. Jeszcze ciastkarnia, jeszcze targowisko, kwiaciarnia. Nigdzie nie obyło się bez uśmiechu, pogadaniu o „starych Polakach”. Wszyscy bardzo mili. Co do jednej osoby, którą spotkaliśmy. Na taki przyjazny stosunek trudno nie odpowiedzieć tym samym. Zeszło mam nieco na tych małych zakupach, bo wszędzie trzeba było zagadać. Wróciliśmy do domu i jakoś tak lekko mi się zrobiło na sercu, tak beztrosko. Jakież mamy szczęście mieszkać w takim małym, przytulnym mieście, jak Trzebiatów, pełnym miłych osób. Dbajmy o to i pielęgnujmy. Jakże często przegapiamy tą przyjazną aurę zaganiani ze spuszczonymi głowami. Mieszkają tu piękni ludzie, którzy nigdy nie zapomną oddać Ci uśmiechu, jeśli i Ty takim ich obdarzysz. Jeszcze czuję to ciepło bijące od spotkanych dziś ludzi. Niby zwykłe zakupy, a taki miły poranek… wystarczy unieść głowę. Trzebiatów to moje miasto.
Krzysztof Wasilewski