Siedzi w aucie obok ale nie rozluźni się, nie odetchnie. Świdruje wzrokiem i wierci nerwowo. I od słów potoku się powstrzymać nie może, zdzierżyć. Musi odezwać się głosem pouczającym, karcącym.
– zwolnij nie widzisz ograniczenia?
– prosta droga a debile ograniczeń nastawiali.
Wyjaśniam cierpliwie, argumentuję. Ale nie starcza to, nie wystarcza. Dalej drążyć musi wiercąc nieustannie.
– widocznie to niebezpieczne miejsce.
A skąd niby ta myśl nagła, olśniewająca. 40 na godzinę to ja prawie pieszo chodzę i bezpiecznie się czuję, beztrosko.
– uważaj, tam na pasy chce kobieta wejść!
– to niech wchodzi a nie stoi, się czai
– boi się, że ją stukniesz
– ona już stuknięta, pasy ma a stoi się gapi, decyzji podjąć nie może, niebożę.
I nie kobiety tylko w pół kroku nad krawężnikiem zastygnąć lubią, uwielbiają. I facet z rozdziawioną gębą stanąć potrafi z decyzji brakiem z oczu bijącym. Idzie przez pasy czy nie idzie się zastanawia, główkuje. A ja autem czekać mam aż olśni myśliciela i decyzja zapadnie? Zdecydować za niego muszę i jadę. Najwyżej wyhamować zdążę, raczej.
– Krzysztof o krawężnik zahaczysz
– nie zahaczę
– no i zahaczyłeś
– bo kto takie krawężniki robi wysokie? Debile
Zawsze kracze i wykracze. Gada, przewiduje, jakby chciała żebym na krawężnik najechał, się puknął. Żeby na Jej wyszło i wyższość, przenikliwość swą ogłosić mogła.
– nie wyprzedzaj przecież ciągła jest
– Jedzie debil traktorem, to mam za nim jechać jak debil za debilem?
– za zakrętem wyprzedzisz
– narobili tych zakrętów na prostej drodze
Ciągle jest ciągła, przeciągle i pociągająco. A obok druga ciągła się ciągnie. I ja obok tych ciągłych ciągłych się ciągnących, ciągnąć się mam ciągle z ociąganiem?
– nie trąb przecież to korek jest, gdzie on Ci pojedzie, jak przed nim też stoją
– to niech na nich też trąbi aż do tego pierwszego dojdzie, się rozniesie, go ruszy
Sama gada w aucie bez przerwy, buzia Jej się nie zamyka. Tego nie rób, tamto rób. Gada i gada aż łeb pęka i karoseria wybrzusza bo już to gadanie się w aucie nie mieści. I w tej kakofonii wygadanych dźwięków ten jeden klakson udręki tyle niesie? niewygody?
– pasy zapinaj
I po co? Po co pytam tak ględzi o pasach, skoro dopiero wsiadłem. Zawsze zapinam a Ona zawsze przypominać musi bezużytecznie. Czy w domu, jak ruszy w stronę łazienki zawsze mam wrzeszczeć za nią, żeby wodę spuściła? I jeszcze o garbieniu mi wtrąca, że się garbię a nie garbię wcale. Mój garb to wiem lepiej czy zgarbiony.
– Krzysztof nie przeklinaj tak na kierowców na głos
A czy ja kurwa przeklinam? Mówię głośniej bo przez szybę ciszej nie usłyszą, nie pojmą, że jeździć nie umieją. Kto im prawa jazdy dał, wręczył uroczyście?
– tu zakaz wjazdu jest
– ale szeroko zmieszczę się spokojnie, ten znak tu niepotrzebny jest
– a tu zakaz zatrzymywania jest
– ale nieprawidłowo postawiony, tam koło nas powinien być bo tam ciągle stają
– a tu nie?
– tu nie, bo przecież tu tylko ja staję
Na znaki nagle uwagę zwraca. A w domu DVD włączyć nie umie choć na każdym klawiszu pilota znaki narysowane. Tylko ja na znaki mam patrzeć, oczy wybałuszać, w życie wdrażać.
– przejedziesz dziadka!
– bo gdzie on przechodzi przez ulicę, na żebry niech idzie
– i co za karę go przejedziesz?
– ktoś musi chamstwo wychowywać, pouczać
Sama tak przechodzi, bez ładu i składu. Bez pasów i miejsc odpowiednich i odpowiedzialnych. Przez ulicę przebiega, nie raz się do ruchu włącza niebezpiecznie. Ktoś ukarać musi, pokazać. Jak uwagę zwrócić skoro nie dociera? Przyspieszyć, postraszyć. Niech nauczy się gdzie przejście legalne, prawidłowe biało-czarne malowane. Niewdzięczna ma rola ręki karzącej, sprawiedliwej.
– nie wyprzedzaj roweru na trzeciego
– a co to Tour de France czy droga? Tu samochody jeżdżą a on niech zjedzie z drogi, asfaltu
– gdzie? Do rowu ma zjechać?
– a co mnie to obchodzi, byle zjechał bo mi jeszcze błotnik uszkodzi
Wpadnie taki pod samochód, wypadek spowoduje, zarysuje. Kto za remont auta zapłaci skoro rowerzysta przeżyć nie da rady, nie zdoła?
– tramwaj ma przecież pierwszeństwo
– ale ja zdążę, jak zdążę to nie ma
Bo mężczyzną na drodze być trzeba i decyzję podejmować należy, się nie bać. Jak wszyscy czekać będą to i ruch ustanie, niezdecydowanie.
– worek kartofli wieziesz? Nie skręcaj tak ostro
– zakręty ostre debile porobili, ledwo się zmieścić można
– bo pędzisz
– tylko o 10 na godzinę przekraczam
– jak 10 skoro jedziesz 100 a tu jest 60?
– ale powinno tu być 90
Wiem, jak jechać bo jeżdżę od lat wielu. A jak z Nią jadę jej samochodem to nie gadam, nie krytykuję. Jadę w ciszy, jazdę podziwiam milcząco. Choć źle jedzie nie wymówię słów krytyki, zdzierżę. A ciągle źle jedzie, że umie udaje.
– no i zarysowałeś o barierkę
– co za debil barierki na drodze stawia?
– ale ona na chodniku była
– ale dziura w asfalcie, ominąć muszę, na chodnik jednym kołem
– dobrze, że pieszych nie było
– pieszy niech do roboty idzie na samochód zarobić
Zawsze stronę innych trzyma nie moją. Że Oni dobrze jadą a ja źle, udowadnia. Za mną się nie wstawi, nie wykrztusi pochwały. Tylko krytyka i udręka przeciągła, na ograniczenia znaki niepodatna.
– Krzysztof a pojedziemy popołudniu na rowery albo spacer jakiś?
– żartujesz? To niebezpieczne, wiesz jacy debile teraz jeżdżą samochodami? Normalne chamstwo, w nosie ma jeden z drugim przepisy
Krzysztof Wasilewski