Nie przepadam za flakami, ale z miłości do męża gotowałam je co jakiś czas. Na szczęście teraz już nie muszę się poświęcać i mogę gotować flaczki, które sama z przyjemnością pożeram. Są to, drodzy państwo, flaczki z boczniaków. Kto nie jadł niech żałuje, jak i ja żałuję, że tyle czasu czekałam z ich spróbowaniem. Boczniaki w ilości dwóch tacek kupiłam, do tego potrzebna będzie nieduża cebula, dwa ząbki czosnku, marchewka, korzeń pietruszki, imbir, gałka muszkatołowa, majeranek, łycha koncentratu pomidorowego i zasmażka. Powiem tak, dajcie tam to, co dajecie do normalnych flaków ja np. wsypałam paczkę przyprawy do flaków. I teraz co następuje po kolei: Na oleju przesmażyć należy starkowaną marchew z pietruszką tak z 2 -4 minuty. Wrzucić do tego towarzystwa pokrojone w paseczki boczniaki. Przesmażyć następne 4 minuty i wlać tam pół litra bulionu. Nie trzymać się tak ściśle wszystkiego, bo ja jak sypnęłam przypraw i chili to dolewałam wody i pewnie wlałam więcej niż te przewidziane pól litra. Na patelni zeszklić cebulkę, pomału ją szklić coby nie zezłocić, pod koniec szklenia dorzucić do niej te dwa czekające ząbki czosnku i łyżkę majeranku, krótko przesmażyć. Zrzucić to do gara z boczniakami, a na patelni zasmażyć mąkę. W między czasie do zupy wrzucić koncentrat i liść laurowy i imbir i gałkę i chili i paprykę słodką i co tam chcecie. Pogotować i wykończyć zupę zasmażką. Wszystko co wrzucacie do gara, to tak na smaka, próbować, dosmaczać, i tak dalej i tym podobnie. I uwierzcie mi na słowo, oszukacie mięsożercę. Smacznego
Jadwiga M.